Rodzina...

Rodzina…

Kiedyś, już chyba nie pamiętam celu, powstał tekst który charakteryzuje moją definicję rodziny i jej dla człowieka i społeczeństwa znaczenia. Przytoczę go w części lecz bez zmian, bo choć minęło trochę czasu jakoś nie wydaje mi się bym chciał cokolwiek zmieniać…

„Rodzice nauczyli mnie pracy i miłości. To od nich wiem, że nic nie jest nam dane darmo i na zawsze. Tylko wypracowane marzenia dają uczucie satysfakcji, tylko prawdziwa miłość pozwala mieć pewność i spokój. Rodzinne tradycje należy pielęgnować, to bowiem dzięki nim różnimy się i jesteśmy rozpoznawalni. Nie wolno bać się życia, nie wolno z niego żartować. Musimy zawsze pamiętać, że tradycje rodzinne tworzymy również my sami, dlatego należy o nie dbać, by nie zagubić własnej tożsamości.

Rodzinny dom jest jak leśna ostoja.

Drzewo rosnące samotnie walcząc z siłami natury przechyla się to w jedną, to w drugą stronę. Kierując się ku wędrującemu słońcu wyrasta pokrzywione, korę ma spękaną od wichrów i mrozu. To człowiek pozbawiony wsparcia rodziny, bez własnej historii, bez wspomnień i doświadczeń – drogowskazów.

Równo posadzone przez człowieka drzewa rosną zdrowo, są piękne, strzeliste, tworzą las odporny na wiatry . Nadają się świetnie do dalszej obróbki. Są jak ludzie poddani grupowej terapii, wszyscy jednakowi, choć zdrowi na ciele, ułomni umysłowo, jak stworzone sztucznie roboty. Doskonali tak bardzo, że aż nudni. Łatwo nimi sterować, poddawać manipulacji…

Drzewa rosnące w prawdziwym dzikim lesie są inne…  Rosną zdrowo, gdyż ich byt warunkuje natura. Trudno je wykorzystać, gdyż wyrosłe na przodkach, korzenie mają zdrowe, a konary grube i wzajemnie splecione. To ludzie ukształtowani w prawdziwych rodzinach, oparci na pamięci pokoleń, silni wpojonymi przez rodziców i dziadków tradycjami i mądrościami. Są różni różnorodnością natury i dlatego właśnie piękni.

To dzięki rodzinie i jej wychowawczej roli świat nasz istnieje wciąż jeszcze i póki rodzina trwać będzie, póty jest nadzieja, że  i świat przetrwać zdoła…”